Perspektywa europejska - Wybory w Turcji 2018

, napisane przez Michał J. Ekiert, przetłumaczył Paweł Piasecki , przetłumaczyła Maria Popczyk, Radu Dumitrescu, Tobias Gerhard Schminke, Xesc Mainzer Cardell

Wszystkie wersje tego artykułu: [English] [polski]

Perspektywa europejska - Wybory w Turcji 2018
Recep Tayyip Erdoğan w 2013 r. Fot. kremlin.ru

W zeszłą niedzielę odbyły się wybory prezydenckie w Turcji. Autorytarny lider Recep Tayyip Erdoğan ponownie zwyciężył z większością 52,5% głosów w pierwszej turze. Koalicja przewodzona przez jego ugrupowanie - AKP zdobyła bezwzględna większość w tureckiej legislatywie. Wszystko to pomimo słabszego wyniku samej partii AKP, która w poprzednich wyborach mogła rządzić sama. Redaktorzy kilku z naszych wersji językowych dzielą się swoimi opiniami na temat tych wyborów.

”Głosujcie”, zawołał sułtan

Radu Dumitrescu, redaktor naczelny The New Federalist

Prawie 80 000 osób aresztowanych, 140 000 zatrzymanych i blisko tyle samo odwołanych. 190 zlikwidowanych mediów i 319 aresztowanych dziennikarzy, jak podaje Turkey Purge. Międzynarodowe potępienie ze strony dawniej ważnych partnerów takich jak Unia Europejska czy NATO. Nadzieja zmodernizowanego i demokratycznego kraju w znacznym stopniu muzułmańskim się rozpadła. Bilans rządów Erdogana od lipca 2016 r. jest przytłaczający, ale robi wrażenie. Cały system, wraz z parlamentem, armia, systemem sprawiedliwości, uniwersytetami i prasa poniósł klęskę i został doprowadzony do posłuszeństwa przez jednego człowieka.

Mamy do czynienia z tą samą piosenka na przestrzeni dziejów, a jej słowa wyrażają nieznane śpiewającym ją nieszczęście. Turcja stała się żywym dowodem na to, że demokracja może zahamować i spaść do poziomu lekkiego autorytaryzmu.

Turcja miała rzekomo stanowić przerwę cywilizacyjną. Miała być bardziej europejska aniżeli bliskowschodnia; bardziej demokratyczna aniżeli autokratyczna; oparta na instytucjach, a nie na postaci lidera; laicka, a nie islamska. Zamiast tego, Erdogan doprowadził do kroku wstecz całego narodu, robiąc z Turcji niestabilnego partnera militarnego, paranoicznego negocjatora, gniazdo radykalnych przekonań religijnych, gdzie tłumione są prawa i wolności.

W swym poszukiwaniu władzy absolutnej, sułtan nie wykorzystał natomiast czołgów czy tajnej policji. Nie użył przestarzałej propagandy i nie pozbawił kraju wyborów. Zamiast tego, Erdogan legitymizuje swój reżim uproszczonym pojęciem demokracji – zasadą większości. Z wystarczającą liczbą głosów ma się prawo do wszystkiego. Oto przesłanie, które od obecnego tureckiego sułtana dotarło do europejskich populistów. Można wszystkiego żądać, wszystko powiedzieć, każdego aresztować, zwolnic każdego dziennikarza – póki tylko ma się większość.

Najwyższy czas, aby Europejczycy i ich liderzy zrozumieli i przyjęli liberalny wymiar ich demokracji. Nawet jeśli jest on mniej widoczny, to właśnie liberalny składnik naszej demokracji zapewnia nam prawa i wolności i zachowuje nasz sposób życia.

Któregoś dnia Turcja przyłączy się do kontekstu europejskiego jako opłacalny partner i solidna demokracja. Jednakże ten dzień nie nadejdzie w przeciągu najbliższych 5 lat.

Jeden, by wszystkimi rządzić

Xesc Mainzer, redaktor naczelny El Europeísta

Mimo największego pokazu siły kiedykolwiek zaprezentowanego przez turecką opozycję, z silną i energiczną kampanią, stojącą w kontraście do tej zaprezentowanej przez panujący od 15 lat rząd, było to za mało aby zatrzymać marsz sułtana XXI wieku. Recep Tayyip Erdoğan pokonał wszystkie przeciwności i osiągnął swój cel zostania pierwszym od czasów Atatürka mocarzem w tureckiej polityce. Nie powstrzymał się przed niczym aby osiągnąć swój cel: zastraszaniem wyborców, kontrolą mediów, a nawet uwięzieniem opozycji. Nie powinniśmy zapominać, iż Selahattin Demirtaş, lider lewicowej prokurdyjskiej Ludowej Partii Demokratycznej znajduje się w więzieniu od ponad 16 miesięcy.

Taktyka rządu okazała się dużo bardziej efektywna niż oczekiwano, poparcie dla urzędującego prezydenta utrzymywało się na wysokim poziomie, uniemożliwiając opozycji zrealizowanie jej planu niedopuszczenia do wyboru Erdoğana na następną kadencję lub przynajmniej zmuszenia go do starcia się w drugiej turze z Muharremem İnce, kandydatem socjaldemokratycznej CHP. Po próbie puczu w 2016r. oraz zaciśnięciu po niej kontroli nad armią, nauczycielami i sędziami, reformie konstytucyjnej z 2017r. i ofensywie w Syrii z tego roku reżim prezydenta Erdoğana zdaje się osiągać nowe wyżyny autorytaryzmu i militaryzmu.

Reelekcja prezydenta Erdoğana pozostawia Unię Europejską w otoczeniu autorytarnych reżimów rządzonych przez despotów biegłych w doprowadzaniu liberalnej demokracji ku kresowi. Turcja przez długi okres pozostawała świecką i progresywną republiką, lecz teraz może nam się wydawać, że rok 2023 (koniec nowej kadencji Erdoğana, a jednocześnie setna rocznica istnienia Republiki Tureckiej) może być właśnie momentem, który sygnalizować będzie koniec Turcji kemalistycznej.

„Orbanizm” i „Erdoganizm”: Kolejny dzwonek alarmowy dla liberałów i progresywistów

Tobias Gerhard Schminke, redaktor naczelny Treffpunkteuropa

Wybory w Turcji to zazwyczaj zjawiskowe wydarzenia, nie inaczej ma to miejsce w tym roku. Recep Tayyip Erdogan, od 16 lat niestrudzony zawodnik na tureckiej scenie politycznej, znów to zrobił: wygrał wybory prezydenckie ze znakomitą przewagą 52% ważnych głosów już w pierwszej turze. Wynik okazał się dla Erdogana znacznie lepszy niż ten, którego spodziewała się większość mieszczańskich liberałów i postępowców, głównie w zachodniej części kraju.

Tureccy konserwatyści i skrajnie prawicowi ekstremiści, którzy również poparli koalicję Erdogana – koalicja AKP oraz MHP – zjawili się przy urnach, pozostawiając resztę kraju oszołomioną znakomitym wynikiem, który był lepszy niż przewidywania ośrodków badań opinii publicznej, a jeszcze lepszy od sugestii płynących z kont społecznościowych głównego kandydata opozycyjnego, Muharrema İnce, publikowanych przez niego w dniach poprzedzających głosowanie. Kwestionowanie ważności wyborów było wynikiem frustracji. Głosy przypadające Erdoganowi, zliczane przez rządową agencję wyborczą zostały zakwestionowane, jednak w większości bez uzasadnienia, jak okazało się podczas nocy wyborczej.

Bez wątpienia jednak, wybory w Turcji nie były ani sprawiedliwe, ani wolne. Niezależnie od tego nie ma jednak żadnej wątpliwości, że poszukujący swego „sułtana” elektorat jest olbrzymi tak w samej Turcji, jak i wśród tureckich społeczności żyjących w Europie. Podobnie, jak w przypadku budapesztańskiego „dyktatora”, Orbana. Podobnie, jak w przypadku waszyngtońskiego komika. Podobnie, jak w przypadku Benita Mus-Salviniego w Rzymie. Podobnie, jak w przypadku brytyjskiego „Brexitu”. Teraz prawicowy populizm czeka na kolejne możliwości, a te już nadchodzą – w Szwecji tej jesieni, w całej Europie w 2019 roku.

Liberałowie i progresywiści muszą sobie dziś odpowiedzieć na jedno, zasadnicze pytanie: dlaczego wciąż nie udaje im się przekonać większości wyborców do swoich politycznych koncepcji i rozwiązań problemów dnia codziennego? Dopiero gdy znajdą odpowiedź na to pytanie, idee multilateralizmu i liberalnej demokracji uda się ocalić od „orbanizmu” i „erdoganizmu”.

Ottomanów biznes po staremu. Czy na pewno?

Michał Ekiert, Kurier Europejski

Erdogan właśnie wywalczył następną kadencję w urzędzie. Pierwszą od czasu zeszłorocznej zmiany konstytucji, wydłużającej kadencję prezydenta, jak i jego prerogatywy, zmieniając Turcję w republikę prezydencką. Wybory do nowego Zgromadzenia Narodowego, znacznie ograniczonego względem prezydenta, zostały przeprowadzone tego samego dnia.

Możemy patrzeć na tę sytuację dwubiegunowo. Z jednej strony, popularność Erdogana wśród populacji pozostaje stabilna. ‘Sułtan’ uzyskał niemalże ten sam wynik co w poprzednich wyborach. Z pewnością dokończy on nową kadencję, i prawdopodobnie wygra następne wybory.

Z drugiej strony jego partia, AKP, straciła znaczącą część swojej bazy wyborczej. CHP, świecka partia kemalistów straciła mały odsetek wyborców, lecz jej parlamentarna pozycja pozostała stabilna. Ich kandydat na prezydenta ustanowił solidny powrót swojej partii w wyborach prezydenckich, przerywając jej niemożność do stawienia czoła grupie Erdogana w walce o najwyższy urząd w państwie. Prokurdyjska HDP pozostaje w parlamencie, jako możliwy przyszły królotwórca pośród partii opozycyjnych, stanowiąc języczek u wagi. Pani Akşener i jej samozwańcza ‘Dobra Partia’ weszli do parlamentu i stworzyli swoją własną niszę, możliwie konstytuując potencjalną bazę dla klasycznej centroprawicy w przyszłości. Względnie przyjazna współpraca jej İYİ Parti i CHP w ramach Aliansu Narodowego jest warta odnotowania.

Erdogan pozostaje u władzy, lecz jednocześnie jest on coraz starszy, a liberalne wartości są wciąż w grze. Tureccy sekularyści i proeuropejczycy mogli przegrać bitwę, ale z pewnością nie przegrali wojny. To od nich zależy, czy będą w stanie przekierować swój nowy kapitał polityczny w porażkę dla AKP i nowoosmańskiej, pseudoimperialnej strony tureckiej tożsamości. Pałac sułtana jeszcze nie upadł, ale z pewnością trochę się zatrząsnął.

Vos commentaires
moderacja a priori

Attention, votre message n’apparaîtra qu’après avoir été relu et approuvé.

Qui êtes-vous ?

Pour afficher votre trombine avec votre message, enregistrez-la d’abord sur gravatar.com (gratuit et indolore) et n’oubliez pas d’indiquer votre adresse e-mail ici.

Ajoutez votre commentaire ici

Ce champ accepte les raccourcis SPIP {{gras}} {italique} -*liste [texte->url] <quote> <code> et le code HTML <q> <del> <ins>. Pour créer des paragraphes, laissez simplement des lignes vides.

Suivre les commentaires : RSS 2.0 | Atom